wychowawca na trzecie tysiaclecie, studia, oligo, dydaktyka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ks. Marek Dziewiecki
Wychowawca na trzecie tysiąclecie
1. Pedagogika między ikcją a rzeczywistością
Większość rodziców i nauczycieli niepokoi to, co dzieje się obecnie ze znaczną częścią dzieci i
młodzieży. Trudno się dziwić tym niepokojom, skoro z roku na rok rośnie liczba wychowanków
uzależnionych od substancji psychotropowych, przeżywających niepowodzenia szkolne,
stosujących agresję i przemoc, wchodzących w grupy przestępcze, popadających w depresję i
stany samobójcze. Dochodzi do tego, że niektórzy uczniowie znęcają się psychicznie i izycznie
nad swoimi nauczycielami, a dorastające dzieci poniżają własnych rodziców.
Ewidentny kryzys wychowania jest obecnie nie tylko bolesny, ale także zdumiewający, gdyż
teoretycznie powinno być coraz lepiej, a nie coraz gorzej w tej dziedzinie. Od nauczycieli i
wychowawców wymaga się przecież coraz lepszego wykształcenia i przygotowania pedagogicznego.
Szkoły i środki społecznego przekazu podejmują sporo działań na rzecz pedagogizacji rodziców.
Dzięki badaniom z zakresu psychologii rozwojowej mamy szansę coraz lepiej rozumieć
wychowanka, jego potrzeby i fazy rozwoju. Aktywny jest sztab rzeczników praw dziecka. Z drugiej
strony napiętnowane są obecnie wszelkie formy przemocy wobec dzieci i młodzieży. Większość
grup społecznych deklaruje szczególną wrażliwość na los młodego pokolenia. Powstaje wiele
instytucji pozarządowych i stowarzyszeń, które deklarują szczególną troskę o dzieci i młodzież.
W tej sytuacji pojawia się pytanie: dlaczego jest aż tak źle, skoro jest aż tak dobrze? Sądzę, że
głównym źródłem obserwowanego obecnie kryzysu wychowania jest ideologizacja pedagogiki na
niespotykaną dotąd skalę. Na początku XXI-go wieku dominujące systemy pedagogiczne opierają
się bowiem na ideologicznych ikcjach, a nie na empirycznych obserwacjach. Ideolodzy XXI-go
wieku zakładają, iż człowiek może normalnie żyć, rozwijać się i funkcjonować w oderwaniu od
prawdy i miłości, rodziny i więzi, wartości i wolności, czujności i dyscypliny. Zakładają też, że każdy
ma swoją prawdę, że każdy sposób postępowania jest równie dobry, że wolność to kierowanie się
doraźną przyjemnością oraz że „neutralność” światopoglądowa państwa polega na promowaniu
ateizmu i na walce z chrześcijaństwem. Systemy pedagogiczne zbudowane na tak utopijnej
antropologii, same okazują się utopijne, Stają się antypedagogiką i prowadzą do degradacji, a nie
do rozwoju wychowanka.
2. Antropologiczne podstawy pedagogiki realistycznej
Najbardziej szkodliwa w wymiarze pedagogicznym jest – typowa dla postmodernizmu - obietnica
łatwego szczęścia, a zatem szczęścia osiągniętego inaczej niż poprzez wychowanie dojrzałego
człowieka, który umie kochać i pracować. Obecnie mamy do czynienia ze swoistą „schizofrenią”
antropologiczną w pedagogice. Mam tu na myśli paradoksalny fakt, że w czasach, w których
dominuje ideologia dostrzegająca w wychowanku głównie jego pozytywne aspekty i możliwości,
większość rodziców i innych wychowawców nie ma odwagi proponować dzieciom i młodzieży
życia w prawdzie, miłości i wolności. Okazuje się, że ideolodzy „nowoczesnego” i „postępowego”
wychowania nie traktują poważnie głoszonych przez siebie poglądów.
Aby w tej sytuacji powrócić do odpowiedzialnego i mądrego wychowania, trzeba w adekwatny
sposób rozumieć wychowanka. To jedyny merytorycznie uzasadniony punkt wyjścia w pedagogice.
Nie można przecież w odpowiedzialny sposób udzielać pomocy wychowawczej komuś, kogo
nie rozumiemy czy kogo rozumiemy w sposób błędny. Pierwszym zadaniem współczesnych
pedagogów jest zatem powrót do – „niepoprawnego” politycznie - całościowego oraz realistycznego
rozumienia wychowanka. Takie rozumienie oznacza, że wychowawca zdaje sobie sprawę zarówno
z wielkości i niezwykłości wychowanka (to ktoś, kto może nauczyć się rozważnie myśleć, roztropnie
kochać i podejmować odpowiedzialne decyzje), jak i z jego ograniczeń i słabości (wychowanek to
ktoś, kto potrai skrzywdzić samego siebie). Z kolei całościowe rozumienie wychowanka oznacza,
że rodzice i inni wychowawcy formują wszystkie sfery: cielesną, płciową, seksualną, intelektualną,
emocjonalną, moralną, duchową, religijną, społeczną, a także sferę wartości i wolności.
1
3. Pedagogika realistyczna w praktyce
Powtórzmy raz jeszcze, że jedynym adekwatnym punktem wyjścia w opracowaniu odpowiedzialnych
systemów pedagogicznych, jest pogłębiona antropologia, a zatem realistyczne (a nie naiwne)
i całościowe (a nie zawężone) rozumienie wychowanka. Powyższa teza jest tak oczywista, że
zgodzą się z nią chyba wszyscy rodzice i nauczyciele. Problem polega na tym, że im bardziej dany
wychowawca patrzy na wychowanka w sposób naiwny i zawężony, tym bardziej jest subiektywnie
przekonany, że to właśnie jego sposób patrzenia na wychowanka jest realistyczny i całościowy. W
tej sytuacji jedynym sposobem skutecznej weryikacji założeń danego systemu pedagogicznego,
jest analiza konkretnych form oddziaływania pedagogicznego. Popatrzmy zatem na aplikacje
praktyczne pedagogiki opartej na rzeczywistym rozumieniu wychowanka, a przez to wolnej od
ideologicznych ikcji. Te aplikacje praktyczne zostaną tutaj przedstawione w oparciu kryterium,
jakim są podstawowe formy oddziaływania pedagogicznego, a zatem: wychowanie, proilaktyka,
interwencja kryzysowa i terapia.
3.1. Pedagog – wychowawca
W czasie spotkań i rozmów z rodzicami i nauczycielami przekonuję się, że ci, którzy są
wychowawcami, często w ogóle nie podejmują funkcji wychowawcy. W konsekwencji wychowanie
należy do najbardziej obecnie zaniedbanych sfer w rodzinie i społeczeństwie. Rodzice są często
nieobecni, albo źle obecni w życiu własnych dzieci. Inni z kolei rodzice nie podejmują w sposób
systematyczny i konsekwentny trudu wychowania. Jedni i drudzy zwykle „zauważają” swoje dzieci
dopiero wtedy, gdy te wchodzą w poważny kryzys i gdy swoim zaburzonymi zachowaniami głośno
wołają o obecność czy pomoc. Podobnie w środowisku szkolnym nauczyciele coraz częściej
skupiają się na proilaktyce i redukcji strat, a nawet próbują stawać się terapeutami dla swoich
wychowanków. Zapominają natomiast o tym, że ich głównym zadaniem jest nauczanie i wychowanie
młodego pokolenia.
Mentalność reduktora strat i terapeuty jest słuszna w obliczu tych dzieci i młodzieży, którzy
przeżywają poważny kryzys. Okazuje się natomiast fatalna w perspektywie wychowania, gdyż
sprawia, że dorośli stawiają jedynie minimalistyczne cele w wychowaniu młodego pokolenia i
poddają się zniechęceniu oraz negatywnym oczekiwaniom. Patrzą bowiem na wychowanka przez
pryzmat jego zaburzonych rówieśników czy problematycznych starszych kolegów, a nie przez
pryzmat jego własnych możliwości i aspiracji. Wszystko to sprawia, że „ideałem” pedagogicznym
staje się wychowanek-średniak, który nie sprawia większych kłopotów w domu, szkole czy na ulicy.
Tymczasem im bardziej w wychowaniu zadawalamy się minimalizmem i im bardziej ograniczamy
się do redukowania strat, tym większe będą straty i kryzysy, w które popadną nasi wychowankowie.
Jest tu zatem analogia do coraz częstszego w polskich szkołach zaniżania programu nauczania i
równania w dół, co w dłuższej perspektywie prowadzi do zapaści intelektualnej młodego pokolenia.
W wychowaniu bowiem obowiązuje zasada: kto wymaga niewiele, ten nie osiągnie niczego.
Właśnie dlatego wychowawca, który opiera się na realistycznej pedagogice to ktoś, kto rozumie,
że jego pierwszym zadaniem jest mądre i odpowiedzialne wychowanie młodego pokolenia, a nie
ograniczanie się do interwencji kryzysowej czy redukowania strat. Taki wychowawca korzysta
z każdego kontaktu z dziećmi i młodzieżą, aby wspierać ich w pozytywnym rozwoju. Podstawą
takiego rozwoju jest proponowanie dojrzałej sztuki życia. Wychowywać to pomagać wychowankowi,
by coraz precyzyjniej rozumiał oraz coraz dojrzalej kochał siebie i innych ludzi. To uczyć myśleć i
kochać, jak Chrystus. Boża prawda wyzwala bowiem wychowanka z ignorancji, naiwności i grzechu,
a Boża miłość daje mu siłę konieczną do tego, by osiągnąć pełnię dojrzałości, czyli świętość.
Trzeba z całą mocą podkreślić, że wychowawca - realista kieruje się pedagogiczną mentalnością
zwycięzcy. To oznacza, że ma on odwagę proponować wychowankowi wyłącznie optymalną drogę
życia, czyli drogę mniej uczęszczaną, drogę miłości i prawdy, wolności i odpowiedzialności. Takiego
pedagoga wychowankowie pytają – podobnie jak Jezusa – nie o to, czy dane zachowanie jest
już grzechem, lecz o to, co dobrego warto czynić. Wychowawca uświadamia im bowiem fakt, że
Boże przykazania nie ograniczają ludzkiej wolności, lecz są dla nas zaszczytem i wyróżnieniem.
To przecież zaszczyt i wyróżnienie, gdy ktoś nie kradnie, nie kłamie, nie zabija, nie cudzołoży,
nie krzywdzi swoich bliskich, gdy nie stawia jakichś rzeczy czy osób w miejsce Boga. Ewangelia
2
jest podręcznikiem pedagogicznym, który wychowawców i wychowanków uczy życia w wolności i
świętości dzieci Bożych, prowadząc jednych i drugich do tego Wychowawcy, który najpełniej kocha
i rozumie człowieka.
Wychowawca – realista nie poddaje się „wypaleniu” zawodowemu nawet wtedy, gdy jego oddziaływania
wychowawcze zdają się pozostawać bezowocne lub gdy spotykają się z jawnym odrzuceniem czy
wręcz szyderstwem. Ma on bowiem świadomość, że jest odpowiedzialny za swoją postawę wobec
wychowanka, ale nie za jego odpowiedź lub za brak odpowiedzi. Zdaje sobie też sprawę z tego,
że wychowankowie w odmienny sposób odnoszą się do wychowawców niż do demoralizatorów.
Wobec tych pierwszych są z reguły niezwykle krytyczni i próbują podważyć najbardziej nawet
oczywiste prawdy czy wymagania, które uświadamiają im wychowawcy. Są natomiast często
zupełnie bezkrytyczni wobec demoralizatorów, którzy mamią młodzież iluzją łatwego rozwoju i
szczęścia: bez podstawowych wartości i więzi, a także bez dyscypliny, czujności i pracy nad sobą. Z
tego właśnie względu wychowawca – realista ma świadomość, że aby wychowywać, nie wystarczy
mieć rację i nie wystarczy być bardziej kompetentnym od demoralizatorów. Trzeba kochać. Tylko
wtedy bowiem, gdy wychowanek widzi, że jego los naprawdę leży na sercu wychowawcy, będzie
skłonny skorzystać z jego pedagogicznych oddziaływań. Także wtedy, gdy wychowawca będzie mu
stawiał – nieuniknione przecież w realistycznej pedagogice – wymagania, normy i ideały.
3.2. Pedagog - proilaktyk
Wychowawca, który w realistyczny sposób widzi wychowanka i środowisko, w którym on żyje,
jest świadomy poważnych zagrożeń, jakim obecnie podlega młode pokolenie. Wielu nastolatków
w drastyczny sposób zawęża pragnienia i aspiracje, kieruje się doraźną przyjemnością, popada
w destrukcyjne uzależnienia od określonych substancji chemicznych, osób, rzeczy, bodźców czy
doznań. Wielu młodych używa myślenia po to, by oszukiwać samych siebie, a wolności w taki sposób,
że ją traci. Wielu nastolatków wchodzi w takie więzi, które okazują się toksycznym uwięzieniem.
Coraz częściej spotykamy dziewczęta i chłopców, którzy przeżywają najbardziej dramatyczną formę
desperacji, jaka może dotknąć człowieka, a mianowicie stają się obojętni na własny los. Realistyczna
świadomość tego typu zagrożeń sprawia, że odpowiedzialny wychowawca to także proilaktyk, czyli
ktoś, kto podejmuje działania, które chronią wychowanka przed problematycznymi zachowaniami,
uzależnieniami oraz innymi formami bolesnego kryzysu.
Działania proilaktyczne są obecnie prowadzone na dużą skalę w szkołach, świetlicach i innych
środowiskach. Niestety nadal w polskiej proilaktyce dominuje model negatywny, który skupia się na
ukazywaniu zagrożeń i na przestrzeganiu wychowanków przed zachowaniami problematycznymi. W
najlepszym przypadku proilaktycy, którzy odwołują się do tego modelu, usiłują uczyć wychowanka
dojrzałej postawy wobec alkoholu czy narkotyków, nie próbując jednak uczyć ich dojrzałej postawy
w innych sferach życia. W najgorszym przypadku tego typu oddziaływanie proilaktyczne okazuje
się formą (niezamierzonego?) instruktażu, na przykład co do rodzaju, działania a nawet sposobów
wytwarzania określonych substancji odurzających. Ciągle jeszcze zbyt mało jest w Polsce
proilaktyki pozytywnej, czyli uczenia dzieci i młodzieży wartościowych kompetencji oraz dojrzałej
ilozoii życia, opartej na czynieniu tego, co wartościowsze, a nie tego, co łatwiejsze czy co czyni
tak zwana większość społeczeństwa. Ciągle jeszcze znaczna część proilaktyków liczy na swoistą
schizofrenię u wychowanków, czyli na sytuację, w której zajmą oni dojrzałą postawę wobec nikotyny,
alkoholu czy narkotyków wtedy, gdy nikt nie uczy ich zajęcia równie dojrzałej postawy wobec ciała,
seksualności czy więzi międzyludzkich.
W tej sytuacji realistyczny wychowawca ma za zadanie pójścia w głąb w swoich oddziaływaniach
proilaktycznych. Pójście w głąb oznacza pomaganie wychowankom, by rozwijali pozytywne
zainteresowania i pasje, by kierowali się odpowiedzialną hierarchią wartości, by pragnęli
realistycznie myśleć i mądrze kochać, by nie tylko innym ludziom, ale także samym sobie potraili
powiedzieć „nie” w obliczu własnych słabości czy naiwności. Wychowawca – proilaktyk to ktoś,
kto pomaga wychowankom w budowaniu pozytywnych więzi z samym sobą, z drugim człowiekiem
i z Bogiem, bo tego typu więzi okazują się najskuteczniejszą ochroną w obliczu zewnętrznych
i wewnętrznych zagrożeń. Zło najpewniej zwycięża się dobrem. Od piętnastu lat osobiście
przekonuję się o tym w czasie moich wielogodzinnych spotkań z dziećmi, młodzieżą i studentami.
3
Są oni zainteresowani tym, co im proponuję i stają się skłonni do tego, by modyikować swoje
ewentualne błędne zachowania jedynie wtedy, gdy wskazuję im konkretne sposoby poszerzania
świadomości, wolności i dojrzałości w odniesieniu do sfery cielesnej, seksualnej, emocjonalnej,
moralnej, duchowej, społecznej, religijnej i aksjologicznej. Wychowawca-proilaktyk rozumie, że
podstawą ochrony dzieci i młodzieży przed zachowaniami problematycznymi i uzależnieniami
jest uczenie wychowanków sztuki dojrzałego życia, a nie sztuki niepicia alkoholu czy nie sięgania
po narkotyk. Rozumie też, że swoimi oddziaływaniami musi objąć nie tylko uczniów, ale także ich
rodziców oraz środowisko lokalne.
3.3. Pedagog – ratownik
Codzienne doświadczenie potwierdza fakt, że oddziaływania wychowawcze i proilaktyczne niestety
nie wystarczą w relacjach międzyludzkich. W każdym środowisku spotykamy bowiem osoby
niepełnoletnie i dorosłe, które - czasem bez własnej winy - przeżywają poważny kryzys w życiu
osobistym, rodzinnym czy społecznym. Część z tych osób w dramatyczny sposób krzywdzi innych
ludzi i samych siebie. Wtedy konieczna staje się interwencja kryzysowa, aby redukować straty
zdrowotne, psychiczne, moralne, duchowe, społeczne czy materialne.
Ponieważ duża część rodziców, nauczycieli i innych wychowawców zaniedbuje wychowanie i
proilaktykę, lub przyjmuje programy pedagogiczne, które nie są oparte na analizie rzeczywistości,
lecz na ideologicznych ikcjach, to efektem takiej sytuacji jest coraz większy kryzys młodego
pokolenia i potrzeba interwencji kryzysowych Jeśli już dochodzi do takich interwencji, to bywają one
zwykle spóźnione. Dla przykładu, rodzice zaczynają interweniować dopiero wtedy, gdy odkrywają, że
ich dziecko jest przestępcą albo narkomanem. Podobnie szkoła reaguje zwykle dopiero wtedy, gdy
dojdzie do drastycznych krzywd, np. gwałtu czy rozboju w szkole, albo gdy interweniuje prasa czy
telewizja. Reakcje szkoły bywają często nieadekwatne i nieskuteczne ze względu na „poprawność”
polityczną i dominującą mentalność. Pedagodzy są bowiem dosłownie szantażowani sloganami
o „tolerancji” czy o „niskiej szkodliwości społecznej” zaburzonych zachowań wychowanka. Czują
się w tej sytuacji bezradni, a kuratoria robią wszystko, by na zewnątrz podtrzymywać ikcję, że w
polskich szkołach nie dzieje się nic niepokojącego. W konsekwencji uczniowie pozostają faktycznie
bezkarni, a to przyspiesza proces demoralizacji i pogłębia degradację naszych szkół jako środowisk
wychowawczych.
Jak zatem powinni postępować nauczyciele i pedagodzy szkolni w obliczu takich zachowań
wychowanków, jak sięganie po alkohol, papierosy czy narkotyk, agresja i przemoc, kradzieże i
rozboje, ewidentne lekceważenie obowiązków szkolnych czy drastyczne łamanie innych punktów
w regulaminie szkoły. Sądzę, że realistyczna interwencja kryzysowa powinna opierać się na niżej
podanych zasadach.
Zasada pierwsza to współpraca nauczycieli z rodzicami. Problemy szkolne są sygnałem trudności
w rodzinie, która ma decydujący wpływ na postawę danego wychowanka. Realizm pedagogiczny
podpowiada, iż nie można podjąć skutecznej interwencji kryzysowej, jeśli będzie ona ograniczona
jedynie do działań na terenie szkoły. Niestety współpraca z rodzicami okazuje się coraz trudniejsza.
Często rodzice przeżywają większy kryzys niż ich dzieci. W konsekwencji lekceważą wskazania
nauczycieli, negują fakty, naiwnie usprawiedliwiają swoje dzieci i samych siebie. Najchętniej
zwracają się o pomoc do tych specjalistów, którzy – podobnie jak oni – lekceważą zaistniałe
problemy albo podpowiadają łatwe „rozwiązania”, typu wypisanie zaświadczenia o nadpobudliwości
ucznia czy o jego dysleksji i dysgraii. Mimo to warto rozmawiać z rodzicami, aby rzeczowo ukazywać
powody niepokoju. Warto też odwiedzać problematycznych uczniów w domu, a w groźniejszych
przypadkach zwracać się o pomoc do policji czy innych instytucji. W skrajnych przypadkach należy
skierować do sądu wniosek o pozbawienie rodziców praw rodzicielskich. Jeśli natomiast w sytuacji
kryzysowej rodzice danego ucznia podejmują współpracę ze szkołą, to trzeba im pomóc, aby
prawidłowo diagnozowali trudności swoich dzieci oraz dojrzale interweniowali we współpracy ze
szkołą i wychowawcą klasy. Temu celowi powinny służyć wywiadówki i rozmowy indywidualne. Jeśli
rodzice ucznia, który zachowuje się w sposób wysoce problematyczny (np. pije alkohol czy stosuje
przemoc), lekceważą sprawę, to wtedy trzeba zapytać innych rodziców, czy akceptują fakt, iż ich
dzieci są demoralizowane i krzywdzone w szkole. Wystarczy, że choćby nieliczni rodzice staną
4
stanowczo w obronie własnych dzieci, aby nauczyciel miał odpowiednie wsparcie i aby jego pozycja
była zdecydowanie mocniejsza niż pozycja rodziców naiwnych, agresywnych czy cynicznych.
Po drugie, w obliczu sytuacji kryzysowych nauczyciele powinni pamiętać, że rolą szkoły nie jest
resocjalizacja uczniów zaburzonych, lecz dydaktyka i wychowanie, zgodnie z dydaktycznym i
wychowawczym programem danej szkoły. Jest tu analogia do sytuacji lekarzy, których zadaniem
nie jest rozwiązywanie trudnych sytuacji inansowych czy społecznych (od tego są inne instytucje),
lecz dbanie o zdrowie obywateli. Nauczyciele nie mają obowiązku, by kończyć studia resocjalizacji,
ani też nie są zatrudniani na etacie resocjalizatora czy kuratora. Ich zadaniem jest natomiast
staranne diagnozowanie problematycznych uczniów, precyzyjne dokumentowanie ich zaburzonych
zachowań oraz odsyłanie takich uczniów do odpowiednich specjalistów. Jeśli działania te nie
przynoszą poprawy i uczeń nadal nie chce lub nie potrai respektować regulaminu szkoły w ważnych
aspektach, wtedy pozostaje sankcja ostatnia, a mianowicie usunięcie go ze szkoły i oddanie pod
opiekę kuratorium. Dopiero wtedy, gdy nauczyciele będą stanowczo realizować powyższą zasadę,
Ministerstwo Edukacji i kuratoria będą zmuszone do funkcjonowania w świecie faktów, a nie w
świecie ikcji. W konsekwencji będą też zmuszone do tworzenia szkół specjalnych i innych struktur
dla dzieci i młodzieży z poważnymi zaburzeniami behawioralnymi. To jedyny sposób, by inni –na
razie mniej problematyczni- uczniowie oraz ich rodzice przestali lekceważyć szkołę oraz by MENiS
i kuratoria zaczęły wreszcie chronić dzieci i młodzież przed toksycznymi programami telewizyjnymi,
przed szkodliwymi czasopismami i demoralizującymi antywychowawcami.
Zasada trzecia w obliczu wysoce problematycznych zachowań danego ucznia w szkole brzmi: rolą
dzieci i młodzieży nie jest ratowanie swoich rówieśników, którzy przeżywają poważny kryzys. To jest
rola ludzi dorosłych, którzy dysponują odpowiednimi kompetencjami, doświadczeniem, strukturami
i przepisami prawa. Kuratoria i inne instytucje mogą oczywiście organizować również takie formy
interwencji kryzysowych, w które włączają prawidłowo rozwijających się wychowanków, pod
warunkiem jednak, że rodzice tych dzieci mogą być całkowicie pewni, iż to prawidłowo rozwijające
się dzieci oddziałują pozytywnie na dzieci w kryzysie, a nie odwrotnie. W praktyce oznacza to, że
trzeba raczej odejść od politycznie „poprawnej” tendencji tworzenia szkół integracyjnych z uczniami,
którzy prezentują poważne zaburzenia behawioralne. Nie jest bowiem możliwa w szkole skuteczna
ochrona wychowanków przed destrukcyjnym oddziaływaniem uczniów zdemoralizowanych czy
stosujących przemoc. Wskazane jest natomiast integrowanie tych uczniów z innymi wychowankami
w strukturach pozaszkolnych, np. w świetlicach środowiskowych czy kołach zainteresowań, w
małych grupach i pod starannym nadzorem ze strony kompetentnych dorosłych.
Czwarta reguła, którą nauczyciele powinni respektować w obliczu interwencji kryzysowych, to
zasada, że najpierw trzeba chronić uczniów, którzy są oiarami przemocy czy demoralizacji.
Dopiero w drugiej kolejności należy udzielić pedagogicznej pomocy tym uczniom, którzy stosują
przemoc czy są zdemoralizowani. Zasada ta dotyczy oczywiście nie tylko szkoły, lecz wszystkich
środowisk, na przykład rodziny, grup rówieśniczych czy zakładów pracy. Jednak w szkole powinna
być ona respektowana w sposób absolutnie jednoznaczny i konsekwentny. Dzięki badaniom z
zakresu psychologii i pedagogiki zdajemy sobie sprawę z tego, że zachowania agresywne, a tym
bardziej patologiczne danych uczniów nie są dziełem przypadku, lecz świadczą o środowiskowych
czy osobowościowych zaburzeniach. Innymi słowy również „kat” potrzebuje pomocy i to zwykle
pomocy bardziej specjalistycznej i długofalowej niż jego oiara. Jednak zawsze ochrona oiary
musi mieć pierwszeństwo przed udzielaniem pomocy „katowi”. Również wtedy, gdy okazuje się,
że „kat” też jest oiarą swojego środowiska rodzinnego lub rówieśniczego, chorej cywilizacji czy
demoralizującego oddziaływania określonych programów telewizyjnych czy czasopism. Powyższa
zasada jest oczywista zarówno w aspekcie wychowawczym jak i moralnym, jednak należy ją z całą
mocą przypominać w sytuacji, w której polityczna „poprawność” chroni w praktyce bardziej sprawcę
niż oiarę zakazanego czynu. Tego typu „poprawność” jest wyjątkowo okrutna i cyniczna.
Wychowawca-realista rozumie, że im bardziej dany wychowanek okazuje się niedojrzały i błądzi, tym
bardziej zmusza nas do tego, by okazywać mu „twardą” miłość, na przykład poprzez demaskowanie
jego błędów czy poprzez egzekwowanie naturalnych konsekwencji jego negatywnych zachowań (np.
oceny niedostateczne, powtarzanie roku szkolnego, obniżenie stopnia ze sprawowania, usunięcie
ze szkoły). Takiej właśnie wychowującej miłości uczy Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]