z pamietnikow mlodej mezatki- zapolska, ►Dla moli książkowych, Zapolska, Gabriela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
GABRIELA ZAPOLSKA
Z pamiętników
młodej mężatki
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
22 października
Od trzech dni jestem młodą mężatką. Zdaje mi się, że jestem pogrążona we śnie. Chodzę
po mieszkaniu, które jest moim mieszkaniem, a ciągle mam uczucie, jakbym spała i nie mo-
gła się rozbudzić dostatecznie. Ubrana jestem w jedną z moich panieńskich sukienek, gdyż
mój mąż zadecydował, że wyprawnego szlafroczka szkoda. Przykro mi było trochę schować
go do szafy, bo cieszyłam się, że będę mogła chodzić po pokojach w tureckim szlafroku z
trenem i na jedwabnej podszewce. Nie chcę się jednak Julianowi sprzeciwiać, gdyż i tak wi-
działam, że nie był kontent, gdy wydobywałam z kufrów moją wyprawę i na srebro strasznie
głową kręcił. Jego matka, oglądając moją bieliznę, zapytała mnie:
– Czy to perkalowa?
Zawstydziłam się strasznie, bo sama nie wiem, czy rzeczywiście moja wyprawna bielizna
jest perkalowa lub płócienna. Wiem to jedno, że rodzice dali mi co mogli i ile mogli. Tak sa-
mo i posag. Nie wiem, czy ułożyli się z góry z Julianem, ile mu za mnie dadzą, ale boję się
bardzo jego niezadowolenia. To dziwna rzecz! Zaledwie trzy dni mój mąż jest moim mężem,
a zaczynam się go bać nie na żarty. Zresztą i dawniej, przed ślubem – kiedy się jeszcze o
mnie starał – bałam się go ciągle. Właściwie nie bałam się jego samego, ale jego niezadowo-
lenia. A on był ciągle niezadowolony i tak badawczo po wszystkich kątach patrzył kiedy sie-
dział przy stole i niby ze wszystkimi rozmawiał. Ja z nim rozmawiać nigdy nie mogłam, bo
nas samych nigdy nie zostawiali w pokoju. Jak nie było mamy, to była moja młodsza siostra,
Kazia. Myślałam, że jak za mąż za niego już pójdę, to będziemy mogli nagadać się do woli.
Ale to jest jakoś inaczej niż ja przypuszczałam. Ciągle się Juliana boję, coraz więcej i nie
mam z nim o czym mówić. Może później będzie inaczej.
6 listopada
Mam co dzień wielkie zmartwienie. Wieczorem muszę dysponować obiad i nie wiem, co
wymyślić. Julian dużo rzeczy nie lubi, a ja w domu nigdy się tym nie zajmowałam. Mama
mówiła, że dobrze wychowana panna nie powinna się mieszać do spraw kuchennych i gnie-
wała się na mnie, kiedy raz piekłam sobie zajączki i krzesełka z kawałka surowego ciasta,
które mi dała kucharka. A przecież teraz chciałabym bardzo znać się na kuchni. Magdalena,
nasza służąca do wszystkiego, nieszczególnie gotuje i widzę, że Julian jest w coraz gorszym
humorze, kiedy siada do obiadu. Ażeby tylko nie widzieć jego kwaśnej miny już chętnie po-
szłabym do kuchni jak jakaś Niemka i dopilnowałabym Magdaleny... ale cóż, ona od razu się
pozna, że na niczym się nie znam i przestanie mnie szanować. Już i tak wczoraj zapytała
mnie: „Czy pani każe wziąć pierwszą krzyżową?" Odpowiedziałam: „Naturalnie, moja Mag-
daleno! Naturalnie!" Ale nic nie wiem, co to za pierwsza krzyżowa. Wiem, że są gamy krzy-
żowe i bemolowe, ale o mięsie nie mam najmniejszego pojęcia. – Wczoraj nagle przy obie-
dzie Julian zapytał, czy moja mama chodziła w piątek na miasto. Zmarszczyłam brwi i odpo-
4
wiedziałam, że nie. Parsknął śmiechem i rzuciwszy na stół serwetę, zawołał: „byłem tego
pewny!" Z trwogą pomyślałam, czy to nie jest aluzja do skłonienia mnie do chodzenia z
Magdaleną na targ piątkowy. Jeszcze by tego brakowało! Mama mówiła, że przekupki nie
lubią pań na targu i mówią umyślnie brzydkie wyrazy, żeby oduczyć panie od chodzenia ra-
zem z kucharkami na targ. A zresztą nie mam odpowiedniego ubrania. Mam nowy żakiet i
ładną pelerynę, przecież w tym po targu chodzić nie będę.
9 listopada
Dziś Julian, wychodząc do biura, zapowiedział mi, że wieczorem pójdziemy do teatru
Rozmaitości. Bardzo się z tego cieszę, bo wieczorami siedzimy w domu, czytamy Kurier, a
potem on chodzi wkoło stołu, a ja sama nie wiem, co robić z sobą. Julian nie jest zły, ale ma
charakter pochmurny i usposobienie wcale niewesołe. Skoro wchodzi do domu, to się robi
zimno, jakby nagle ktoś na zawieruchę drzwi otworzył. Jest podobno przystojny i moje ku-
zynki zachwycały się nim przed moim ślubem. Dla mnie Julian jest za wysoki, zanadto impo-
nujący, chodząc, butami skrzypi i je w sposób, który mnie szalenie denerwuje. Ja przy nim
wyglądam jak szczur, bo jestem drobna, mała, chuda i mam cerę śniadą. Kupiłam sobie przez
służącą w aptece pudru, ale to nic nie pomaga, bo puder się nie trzyma. Mama nie pozwoliła
mi się pudrować, choć sama pudrowała się w sekrecie. Julian ma bardzo ładną cerę i prze-
śliczne ręce. Chwilami zdaje mi się, że Julian na mnie patrzy z niezadowoleniem i wtedy
zimno mi i czuję się bardzo smutna. Wiem, że nie jestem bardzo ładna, ale przecież byłam
taka sama przed ślubem, a nawet jeszcze brzydsza. Sam mi się pierwszy oświadczył i to na-
gle, przy drugim spotkaniu. Stawaliśmy właśnie do kadryla. On był najszykowniejszy ze
wszystkich mężczyzn tam zebranych i wszyscy mówili, że to bardzo dobra partia. Wiedzia-
łam, że inne panny zazdroszczą mi, że właśnie on ze mną ciągle tańczy i najwyraźniej mi asy-
stuje. Zapytał mnie, czy upoważniam go do częstszego bywania w domu moich rodziców.
Powiedziałam „tak", ale bez żadnej myśli przyrzeczenia mu mej ręki, i zaraz tak on, jak
wszyscy, zaczęli uważać go za mego narzeczonego. Ojciec nie chciał go mieć za zięcia, we
mnie obudził się duch przeciwieństwa – i zostałam żoną Juliana. Wszyscy unoszą się nad
nim, że to bardzo porządny człowiek. Nie pije, nie pali i w karty nie gra. Ciotki moje były
nim zachwycone. Ja nie wiem, co o nim myśleć. Jestem głupia i Julian jest dla mnie widocz-
nie za poważny. Myślałam, że się będziemy kochali, ale widać w małżeństwie miłość inaczej
wygląda. Zresztą, może ja go kocham. Przynajmniej powinnam go kochać, bo przysięgłam
mu miłość do śmierci. Postaram się go kochać poważnie i rozsądnie. Tylko tak jakoś smut-
no!... tak jakoÅ› bardzo smutno!
20 listopada
Z obiadami coraz gorzej. Magdalena siÄ™ zaniedbuje i nigdy obiad nie jest na oznaczonÄ…
godzinę. Jest to główny punkt niezadowolenia Juliana. Zaczęłam już sama chodzić do kuchni,
ale Magdalena się rozgniewała i powiedziała mi: „Niech mi pani nie nadeptuje na pięty". Od-
powiedziałam jej zaraz: „Niech się Magdalena nie zuchwali", ale ona obraziła się na dobre i
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]